Legenda o zatopieniu miasta Is
Legenda o zatopieniu miasta Is
Historia ta wydarzyła się około V wieku po narodzeniu Chrystusa. Stolicą Kornwalii armorykańskiej było wówczas Kemper-Odet, a na tronie zasiadał król Gradlon zwany Gradlonem-Meurem, to znaczy Gradlonem Wielkim. Od czasu śmierci swej ukochanej żony Malgven, król zamknął się w sobie: żył tylko dla swej córki Dahut, a władanie krajem powierzył zaufanym zarządcom. Ci jednak nie radzili sobie zbyt dobrze bez wsparcia ze strony autorytetu królewskiego – toteż w kraju zaczął panować chaos, szerzyło się zamieszanie, gwałt i niezgoda.
Pewnego dnia król wybrał się na konną przejażdżkę. Zabłądził w gęstym lesie. Była pora obiadowa, kiedy znalazł się w pobliżu pustelni św. Corentina. Zmęczony, poprosił świętego o gościnę i jakąś strawę. Święty podszedł do znajdującego się obok pustelni źródełka i wyłowiwszy zesłaną mu niegdyś przez Boga rybę odciął z niej kawałek, którym nakarmił nie tylko króla, ale i całą jego świtę. Po krótkiej wymianie zdań z Corentinem, król, zachwycony mądrością zakonnika, postanowił sprowadzić go do Kemper-Odet.
– Mianuję cię biskupem – rzekł. – Dam ci mój własny pałac za siedzibę, byś mógł w mieście zaprowadzić Boży porządek.
Przed wybudowaniem i przeniesieniem się do opactwa Landévennec, Corentin rzeczywiście zamieszkał w Kemper-Odet, którego nazwę na jego cześć zmieniono na Kemper-Corentin. Mieszkańcy nawrócili się, a w mieście zapanował spokój. Również król odzyskał pogodę ducha i radość. Tylko jego córka, choć fizycznie coraz bardziej upodabniająca się do matki, wewnętrznie zupełnie jej nie przypominała – atmosfera spokoju i modlitwy nudziła ją. Dahut marzyła o rozrywkach i żałowała czasów dzieciństwa, kiedy pogrążony w smutku ojciec niczego jej nie bronił. Buntowała się coraz częściej i nic sobie nie robiła z rad biskupa. Ten zmuszony był w końcu porozmawiać z królem o zachowaniu córki.
Król wezwał Dahut na rozmowę. Jak zwykle zaczął od zbesztania jej, jednak później wzruszyły go łzy królewny, zmiękło mu serce i ostatecznie uległ jej pragnieniu zbudowania najpiękniejszego w świecie miasta. Kazał sprowadzić najmądrzejszych architektów i najzręczniejszych rzemieślników: rozpoczęto budowę miasta Is, prawdziwej perły, o przepychu, o jakim nikt nawet nie śnił. Jako że budowano je nad samym brzegiem morza, chroniły je przed zalaniem wysokie mury połączone ze sobą za pomocą śluz, które otwierano wyłącznie podczas odpływu i do których klucz posiadał tylko król Gradlon – spoczywał on na królewskiej piersi zawieszony na łańcuchu ze szczerego złota.
Kiedy tylko budowa została ukończona, król opuścił Kemper-Corentin i wraz z dworem przeniósł się do Is. Krótko potem odwiedził go tam Corentin. Podziwiał wszystkie cuda nowej stolicy, uderzyło go jednak jedno: nie było w niej ani jednej świątyni. Rzekł zatem do króla:
– Jeśli ktokolwiek zaczyna od budowania domu dla siebie, nie myśląc wprzódy o wzniesieniu domu dla Boga, nie jest godzien zwać się sługą Chrystusa.
Tym razem Gradlon nie ustąpił Dahut i natychmiast wydał rozkaz wybudowania kościoła tak wysokiego, by dominował nad innymi budowlami.
Dahut poczuła się upokorzona. Wezwała do pomocy korygany, bretońskie krasnale, by wzniosły dla niej budowlę jeszcze piękniejszą i potężniejszą od kościoła. I stało się – na górującej nad miastem skale stanął okazały pałac. Dahut mogła więc opuścić siedzibę króla i wieść życie, o jakim marzyła, wolne od wszelkich zasad narzuconych przez Corentina, wypełnione od rana do wieczora i od wieczora do rana rozrywkami i rozpustą, tańcami i hulankami. Goście zjeżdżali ze wszystkich stron królestwa. Żaden rycerz nie mógł oprzeć się urokowi królewny, która doskonale potrafiła to wykorzystać. Organizowała turnieje rycerskie na śmierć i życie, lubując się w widoku rozlewanej krwi. Zwycięzca mógł spędzić z królewną noc – komnatę jej musiał jednak opuścić przed nastaniem świtu, z maską na twarzy, która rzekomo miała go chronić przed zniesławieniem. Tuż za progiem ukryte w masce sprężyny nagle się rozrywały, dusząc kochanka jednej nocy. Ubrany na czarno sługa zabierał ofiarę i zrzucał w przepaść Plogoff. Historia powtarzała się każdego ranka. Do dziś w huku spienionych wód dają się słyszeć jęki ofiar Dahut.
W tym czasie odszedł do Pana biskup Corentin, a jego miejsce w opactwie Landévennec zajął równie świątobliwy mnich Gwenolé. Któregoś dnia podczas modlitwy usłyszał głos Boży. Bóg wyjawił mu swoje niezadowolenie z nowej Gomory, kolebki grzechu i wszelkiego zła. Obarczył go też misją udania się do Is i uprzedzenia miasta o karze, która je spotka, jeśli mieszkańcy natychmiast się nie nawrócą i nie zmienią swoich obyczajów. Nie na wiele się to jednak zdało.
Któregoś dnia, podczas jednej z libacji zjawił się u Dahut, nie wiadomo skąd, młodzieniec piękniejszy od innych. Tego dnia zabawy i tańce wydawały się nie mieć końca, przygotowane potrawy stanowiły jeszcze większą rozkosz dla podniebienia niż zazwyczaj, a karafki same napełniały się coraz lepszym winem: do głosu jak zwykle doszły pijaństwo, euforia i namiętność. Dahut zaciągnęła młodego człowieka do swej komnaty. Ten, widząc swoją nad nią przewagę, poprosił o inny dowód miłości od tego, który dawała zazwyczaj: klucz od śluz miasta. Zauroczona i bezwolna, Dahut nie marzyła o niczym innym, jak tylko o spełnieniu każdej zachcianki kochanka. Zakradła się więc do sypialni ojca i delikatnie zdjęła mu z szyi klucz. Zdawała sobie sprawę ze zdrady, jednak pożądanie było silniejsze. Nie wiedziała, że dla Is nadeszła ostatnia godzina.
Na murach obronnych to tu, to tam pojawiał się szatan, otwierał śluzy i znikał w oparach dymu. Pogrążeni we śnie po nocnej hulance mieszkańcy miasta wcale nie słyszeli szumu wdzierających się do miasta fal. Nagle z ogromnym hukiem woda przerwała groblę i wystarczyło parę chwil, by miasto zniknęło w odmętach oceanu.
Tuż przed katastrofą Bóg uprzedził o niej Gwenolé. Ten z kolei pospieszył ratować króla. Wyrwany ze snu Gradlon w ostatnim momencie dosiadł swego rumaka. W tej samej chwili stanęła przy nim Dahut błagając, by zabrał ją ze sobą. Nieświadom przestępstwa córki, król zgodził się. Wody wzbierały jednak z ogromną prędkością, goniły jeźdźców, były tuż tuż, woda moczyła już im st
opy… Towarzyszący uciekającym Gwenolé zrozumiał, że koń nie może biec szybciej z powodu ciężaru grzechów Dahut. Zażądał więc od króla:
– Gradlonie, zrzuć do wody demona, który trzyma się ciebie kurczowo!
– Ależ Gwenolé, to przecież moja córka. Nie mogę tego uczynić!
– Mówię: wrzuć ją do wody, tylko ty możesz być uratowany!
Ponieważ Gradlon nadal się wahał, Gwenolé sam zepchnął dziewczynę do morza swoim pastorałem. W tej samej chwili wody opadły i morze uspokoiło się.
Gwenolé postanowił natychmiast odprawić mszę świętą. Ołtarz ustawił na skale Pentrez. Kiedy wznosił w górę kryształowy kielich, nagle z wody wyłoniła się syrena: pół-kobieta, pół-ryba. Była to Ahès-Dahut przemieniona w bretońską Morganę. Zadrżała na jej widok ręka Guenolé, kielich wypadł mu z ręki i roztrzaskał się o skałę. Msza święta sprawowana w intencji zbawienia dusz mieszkańców Is nigdy nie została dokończona. Nadal czekają oni, by odprawiono ją do końca w jednym z kościołów zatopionego miasta.
Kiedy nocą księżyc w pełni przegląda się w spokojnym morzu, zobaczyć można Morganę rozczesującą palcami swe długie miedzianozłote włosy i żałośnie zawodzącą żałobne pieśni. Kto jej odpowie, nigdy już nie wraca.
Zdarzyło się kiedyś, że jeden z rybaków nie mógł podnieść kotwicy swej zacumowanej w zatoce Douarnenez łodzi. Wskoczył więc do wody i zanurkował wzdłuż łańcucha – okazało się, że kotwica zahaczyła się o krzyż kościelnej wieży. Pod stopami mężczyzny głucho zadźwięczały dzwony. Spuścił się jeszcze niżej – przez rozbite okno ujrzał tłum wiernych. W prezbiterium siedziało czterdziestu seniorów odzianych w szkarłatne płaszcze, obok księżniczka o miedzianozłotych włosach z oczami wpatrzonymi w rybaka. Kapłan stał oparty o ołtarz w oczekiwaniu nie wiedzieć na co. Do rybaka zbliżył się zakrystian z tacą pełną monet prosząc o ofiarę. Ten, nie mając grosza przy duszy, wzruszył tylko ramionami. Wtedy kapłan rozpostarłszy ramiona zaśpiewał:
– Dominus vobiscum!
Nikt nie odpowiedział. Rybak też milczał. Kapłan dwukrotnie powtórzył swoje Dominus vobiscum, które również pozostało bez odpowiedzi. Z ust zgromadzonych wyrwało się ciężkie westchnienie i rybak ujrzał, że to tylko ludzkie szkielety. Wtedy podpłynęła do niego księżniczka o rybim ogonie i z rozpaczą w głosie szepnęła:
– Dlaczegoś nie odpowiedział: et cum spiritu tuo? Byłbyś nas uratował.
Rybak rozpoznał w niej Morganę i zrozumiał, że znajduje się w Is. Trzymając się sznura dzwonów, później łańcucha kotwicy, szybko wypłynął na powierzchnię. Tutaj szalała już gwałtowna burza.
A miasto Is nadal czeka na dokończenie Najświętszej Ofiary.
Przekład z francuskiego: Ewa Waliszewska